Moja pierwsza udana podróbka czyli sukienka welurowa

Od 3 tygodni męczyłam sukienkę przedszkolną córce. Męczyłam ją, bo jest z rozciągliwego weluru, a ja nie lubię szyć rozciągliwych materiałów. Jak czegoś nie lubię, to nie poświęcam temu zbyt wiele czasu, więc sukienka więcej leżała niż się szyła. Ale dzisiaj ją skończyłam. To znaczy zebrałam się po pięciodniowej przerwie od obszycia dziurek i guzików i podwinęłam ją. Jestem z niej bardzo zadowolona. Na tyle bardzo, że poczekam i się nacieszę zanim naszyję jej kieszenie:)
Tak wygląda sukieneczka w moim wykonaniu:
A tak oryginał z kieszonkami:
No to idąc za ciosem od razu skróciłam jej spodnie po bracie (też ten nieszczęsny welur) i już mam uszczęśliwioną córkę, bo od miesiąca chodziła do przedszkola na zmianę w sukience i w spódniczce i już męczyła że chce spodnie...

Przekonałam się przy okazji, że moim największym problemem jest utrudnianie sobie życia. Zawsze muszę wybrać przekombinowany krój i jeszcze coś w nim poutrudniać i potem szyję to miesiącami. A tu prosty krój, szybka robota i efekt który cieszy. Jeszcze jakby materiał był nierozciągliwy to uszyłabym ją w dwa dni. Następna sukienka też będzie prosta!

Komentarze

  1. Piękna sukieneczka:) ja za to kocham dzianiny i w sumie byłoby idealnie gdybym jeszcze była szczęśliwą posiadaczką overloka

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz