"I've been down so very damn long, that it looks like up to me..."

Nie nazywając rzeczy po imieniu, moje przedłużające się milczenie i towarzysząca mu "niemoc twórcza" chyba pomału przechodzą do przeszłości. Zaczęłam znowu coś szyć. Co prawda nie uszyłam sobie sukienki na wesele, ale jestem w połowie - właśnie doszyłam spódnicę do stanika i czekam na motywację, żeby wykończyć dekolt... czekające mnie 3 metry ściegu nie wyglądają zbyt zachęcająco... A czeka jeszcze sfastrygowana sukienka dla Lenki...
Jeszcze na początku mej "niemocy twórczej" udało mi się jednorazowym zrywem dokończyć dwie rzeczy na konkursy. Bluzeczkę z lamówkami:

I spodnie szkolne dla Tomka. Niestety nie zsoatły zakwalifikowane do konkursu na letnie ciuszki dla dzieci, bo są długie... No cóż w upalne dni niektórzy musza chodzic w długich spodniach...

Te miały być super - bo są z cieniutkiej przewiewnej wełenki, prawie prześwitującej, dopasowywane w talii gumkami. Niestety Tomi twierdzi, że go gryzą, więc rozprułam z bólem pasek i będę wszywać podszewkę... Jak znajdę motywację...

Komentarze