Turner w Krakowie i cudowny Łucznik...

W sobotę wybraliśmy się na dwa dni do Krakowa - z mężem, starszym synem, świadkową i jej mężczyzną. Wyprawa miała 2 cele:
Pierwszy, dla wszystkich, zobaczyć Turnera zanim wróci do Londynu.
Drugi, mój prywatny, zakupić wymarzoną, zabytkową maszynę do szycia (i móc wreszcie moją oddać do serwisu bez usychania z tęsknoty)
Wyprawa się udała, choć realizacja celów pozostawiła wiele do życzenia...
Turnerem byliśmy zawiedzeni, zwłaszcza mój mąż - "tylko 3 obrazy..." "żadnej marynistyki, żadnego pociągu...". Faktycznie na 70 prac tylko kilka większych obrazów i tylko kilka ciekawszych akwareli. Większość to niestety szkice i studia. Wiele takich, że mogłam śmiało synowi powiedzieć, że może po powrocie sam spróbować namalować takie dzieło... Ktoś kto był w Londynie mógł sobie odpuścić, ale dla tych, co tak daleko się nie wybierają, to mimo wszystko gratka...
Bardziej zawiódł mnie mój prywatny cel, bo niestety pan w międzyczasie sprzedał moją wymarzoną maszynę i nie napisał mi tego...No cóż jeszcze przed Krakowem Świadkowa pomogła mi utopić łzy w winie...
A dziś na allegro kupiłam taką samą maszynę, tylko czarną. Tylko teraz myślę jak ją dostarczyć do domu, bo jest z szafką...pod Poznaniem...


Komentarze